Książki z zakresu przemysłu filmowego

W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego

Autor: Walter Murch

Dane o książce

ISBN: 978-83-922604-1-7
Autor: Walter Murch
Tłumaczenie: Katarzyna Karpińska
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 168
Waga: 275 gramów


Cena:

36,00 

Dlaczego cięcia się udają? Niezapomniana i jedyna w swoim rodzaju podróż po estetyce i praktycznych problemach montażu filmowego. Pierwsze polskie wydanie książki Waltera Murcha – guru edycji filmowej, wielokrotnie nagrodzonego przez Brytyjską oraz Amerykańską Akademię Filmową za montaż filmu i dźwięku między innymi takich filmów jak: „Czas Apokalipsy”, „Ojciec Chrzestny II i III”, „Angielski Pacjent”, „Uwierz w Ducha”, „Utalentowany pan Ripley”. Tylko dla zawodowców i zapaleńców? Nie! Dla wszystkich kochających kino!

„W mgnieniu oka…” to głośna, sugestywna i skłaniająca do myślenia książka na temat montażu filmowego. Autor wyjaśnia, na czym polegają m.in. ciągłość ekranowa lub jej brak, sen i jawa, kryteria decydujące o powodzeniu cięcia. Całość przeplatana rozważaniami autora na temat obecnej sytuacji montażu filmowego.

Czy wiesz, że filmowe cięcie może być zgodne z mrugnięciem powieką? Jesteś ciekaw, jak poradzono sobie z 230 godzinami materiału nakręconego do „Czasu Apokalipsy”? „W mgnieniu oka” to pasjonująca lektura odsłaniająca kulisy pracy montażysty, pełna oryginalnych teorii, ciekawych porównań, bogata w egzemplifikację. Gorąco polecam!
Magdalena Piekorz – reżyser, „Pręgi”

Jest to pensum uwag przede wszystkim i nade wszystko praktycznych, które przybliżają, wyjaśniają i uczą tajemnej sztuki montażu.
Jerzy Stuhr – aktor, reżyser, rektor PWST w Krakowie

Z tej książki *naprawdę* można dowiedzieć się czym jest montaż filmowy i jak dobrze montować. To bardzo potrzebny na rynku podręcznik, napisany w sposób przystępny i z humorem.
Elżbieta Kurkowska – montażystka filmowa, „Ubu Król”

Z dużym zainteresowaniem i przyjemnością przeczytałam książkę „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” Waltera Murcha. Jej przystępny język sprawia, że nawet dla osób niewtajemniczonych w proces montowania filmu, książka ta może być przewodnikiem po tajnikach montażu profesjonalnego. Powinni ją z uwagą przeczytać zarówno ci którzy już montują filmy, jak i ci, którzy dopiero przymierzają się do montażu, aby zrozumieć czym jest montaż filmowy i czym może być. Druga część „Posłowie montaż przy użyciu technik cyfrowych” przybliża historię technik montowania filmu od tak zamierzchłych, że prawie niewyobrażalnych czasów, jak łączenie poszczególnych ujęć filmu zszywaczem biurowym przez kolejne etapy, po współczesny montaż cyfrowy z jego pułapkami i zaletami.
Ewa Smal – montażystka filmowa, „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”

Nie znajdziemy tu podanych wprost gotowych receptur na dobry montaż w filmie. Poczujemy za to jak niezwykle skomplikowany jest świat filmowy zamknięty między cięciami montażysty. Jak patrzy on na film. Przed jakiego rodzaju wyborami staje. Znajdziemy bardzo konkretne przykłady jak postrzegać materiał filmowy i teorie, mogące pomóc w krystalizacji takiego spojrzenia. Bardzo to cenna lektura, dzięki której mogłem skonfrontować własne doświadczenia z tym, jak widzi montaż Walter Murch. Dla tych, którzy interesują się tym tematem lub poczynili już pierwsze kroki w roli montażystów, winna to być „podróż” mocno uświadamiająca, jak potężnym narzędziem jest montaż w zdobywaniu przychylności widza dla filmu.
Jarosław Barzan – montażysta, „Pitbull”

W tej niedużej książce pan Murch oddaje całą istotę montażu. Ukazuje, jak ważnym – w procesie powstawania filmu – jest montaż. Pozazdrościć tylko komfortu pracy. Długi czas na analizę materiału filmowego i montaż, to coś czego nam często brakuje. „Terminy”, to słowo towarzyszy nam od momentu włączenia się do projektu, aż do „zamknięcia” obrazu. Brak odpowiedniego czasu na montaż, często odbiera instynkt, a to nie służy żadnemu filmowi. Polecam tę książkę nie tylko przyszłym montażystom, ale i producentom.
Wanda Zeman – montażystka filmowa, „Persona non grata”

…to prawdziwa uczta dla adeptów montażu, historyków sztuki oraz techniki klejenia i cięcia, a także dla pasjonatów kina, którzy kiedykolwiek zastanawiali się, dlaczego jedne cięcia wywołują dreszcz emocji, a drugie nie.
Adrian Szczypiński – film.org.pl, Klub Miłośników Filmu, montażysta, operator

Jest to niewiarygodnie pouczająca podróż poprzez arkana montażu filmowego, która jest w mojej opinii esencją formy sztuki kinematograficznej. Głębia wejrzenia w ten temat jest zdumiewająca, a książka jest obowiązkowa dla tych, którzy są naprawdę zainteresowani pełnym zrozumieniem procesu tworzenia filmu.
George Lucas – scenarzysta, reżyser, „Gwiezdne Wojny”

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Murcha, spał on na swoim KEM’ie, przepracowawszy całą noc nad rozmową. Jest on jedynym montażystą, którego znam, śpiącym wraz ze swoimi filmami. Tak naprawdę, Murch ma romans miłosny z każdym filmem, w produkcję którego jest zaangażowany. W książce „W mgnieniu oka” zawarta jest kronika jego pasji to właśnie tutaj opowiada nam on o niektórych intymnych szczegółach tych romansów. Nie jest to książka dla tych, którzy nie kochają kina.
Philip Kaufman – scenarzysta, reżyser, „Poszukiwacze zaginionej arki”

Ta skromna książka zawiera bogactwo wiedzy z pierwszej ręki o tajemnicach rodzenia się filmu. Sądzę, że ma ona ogromną wartość zarówno dla profesjonalistów, jak i dla entuzjastów filmowych.
Fred Zinnemann – reżyser, „Dzień Szakala”

Nie ma nic bardziej pasjonującego, niż wielogodzinne wsłuchiwanie się w teorie Waltera na temat życia i kina oraz niezliczone ciekawostki i mądrości, które pozostawia za sobą jak Czarownica łakocie dla Jasia i Małgosi: wskazuje drogę i nagradza smakołykami.
Francis Ford Coppola – scenarzysta, reżyser, „Ojciec Chrzestny”

Magdalena Piekorz – reżyser, „Pręgi”

Książka Waltera Murcha: „W mgnieniu oka” jest lekturą, nad którą nie można przejść obojętnie. To jedna z tych pozycji, która zaskakuje oryginalnymi teoriami i spostrzeżeniami godnymi odkrywcy, jakim Walter Murch jest bez wątpienia.

Wybitny montażysta obrazu i dźwięku, pasjonat i miłośnik kina, oddaje nam w ręce przewodnik po montażu, pełen celnych uwag dotyczących pracy nad filmowym materiałem, wprowadza w tajniki zawodu montażysty i reżysera, przytacza przykłady z własnej pracy nad „Ojcem Chrzestnym III” czy „Nieznośną lekkością bytu”. Podróż, w którą nas zaprasza, rozpoczyna od wprowadzenia w tradycyjne sposoby montowania, opisuje różnice między montażem mechanicznym a cyfrowym, dzieli się uwagami na temat podstawowych zasad filmowego montażu. „W mgnieniu oka” nie jest książką nudną, jakby mogło się wydawać wszystkim tym, którzy nie wiążą swej przyszłości ze sztuką „wycinania nieudanych kawałków”, jak opisuje montaż sam Murch. Oryginalne, zaczerpnięte z codziennego życia przykłady, i zaskakujące teorie, jak ta, że filmowe cięcie przypadać powinno na mrugnięcie oka aktora, są siłą tej niezwykłej książki. Obok fachowych uwag, dotyczących mechanicznego i elektronicznego montażu, ich zalet i wad, dowiemy się, ile taśmy filmowej zużyto przy kręceniu „Czasu Apokalipsy”, jak montażyści radzą sobie z nadmiarem filmowego materiału, i w jaki sposób dokonywana jest selekcja. Sam język Waltera Murcha to gratka! „W mgnieniu oka” to niezwykle obrazowa, pełna miłości do kina, „podróż po stole montażowym”, przy którym autor, co pewnie zdziwi niejednego montażystę, pracuje zwykle na stojąco! Murch twierdzi, że montaż porównać można do gotowania, tańczenia lub operacji chirurgicznej! Więc skoro każdą z tych „dziedzin” uprawia się „na stojąco”, grzechem by było montować siedząc. Pracowałam już z wieloma specjalistami „od cięć”, ale przyznam szczerze, ze nigdy w tej pozycji. Wiem natomiast, co ma na myśli Murch, pisząc o niepokoju w okolicach żołądka. Niepokoju, jaki doświadcza twórca mierząc się z ogromem materiału przed wejściem do montażowni. Ten stan nie jest mi obcy. Nie jest też obcy pracującym ze mną montażystom. Czytając „W mgnieniu oka” od pierwszych linijek wiemy, że mamy do czynienia z człowiekiem, który kocha swój zawód. Jak sam pisze, najważniejszy jest widz – jego wzruszenie, łezka w oku, szczery, niewymuszony uśmiech. „Zawsze staraj się wywołać w umyśle widza jak najbardziej piorunujący efekt za pomocą jak najmniejszej ilości elementów” – pisze Murch.

Proszę pomyśleć, jak ważnym staje się to zdanie w dobie komputeryzacji i coraz to nowych efektów technicznych! Lepsze jest wrogiem dobrego, zdaje się mówić Murch. Takie podejście może cechować tylko kogoś, kto wierzy w widza i w jego inteligencję.

W kinie najważniejsze są emocje, potem dopiero technika, a nawet historia i rytm.

To dlatego czasem film, na który wydano grube miliony, nie zyskuje aprobaty publiczności. Same cyferki i chłodna kalkulacja to za mało, ale jeśli widz przeżyje katharsis lub wzruszy się do łez – twórcy odnieśli sukces. Najważniejsze, by nie stawiać się ponad widza.

Murch poświęca wiele stron kwestii współpracy między reżyserem i montażystą, przytaczając przykłady z własnej pracy, na przykład nad „Rozmową” F.F. Coppoli czy „Nieznośną lekkością bytu” P. Kaufmana. Dzieli się z nami uwagami na temat pracy w zespole, kiedy nad projektem pochylić się musi więcej niż jeden montażysta. Oprócz ciekawostek poznamy także kilka szczegółów na temat samej technologii i przejścia od montażu mechanicznego do cyfrowego.

Murch radzi, na jakim sprzęcie pracować, podkreśla plusy i minusy dawnego i nowego sposobu montowania, a także ich podstawowe różnice. W posłowiu, zajmującym obszerną część lektury, tworzy prognozy dotyczące przyszłości filmowego montażu, ale sięga również wstecz. Z tej, równie interesującej, jak pierwsza, części, dowiemy się, jak lubi pracować S. Spielberg, D. Lynch czy A. Parker, a także jak z montażem elektronicznym oswajał się F.F. Coppola, jeden z pierwszych reżyserów, który uwierzył w siłę Avida.

„…W latach 1900-1925 montażownia była jak w miarę cichy zakład krawiecki, w której tkaniną był czas” – pisze autor książki w „W mgnieniu oka”. Czym będzie kiedyś? To pytanie pozostaje otwarte. Jednak z pomocą Waltera Murcha łatwiej spoglądać w przyszłość!

Milenia Fiedler – Prezes Polskiego Stowarzyszenia Montażystów, wykładowca PWSFTViT, montażystka filmowa, „Nigdy w życiu”, „Tylko mnie kochaj”

Montaż filmowy jest dziedziną tajemniczą dla większości odbiorców sztuki filmowej. Jest też dziedziną niezwykle trudną do opisania. Człowiek montujący film wykonuje tylko dwie operacje: wycina odpowiedni fragment taśmy filmowej i łączy z kolejnym. Ale dzięki tym prostym działaniom ma moc tworzenia czasu, przestrzeni, postaci ekranowej, konstruowania filmowego opowiadania, nadania sensu rejestrowanym obrazom i programowania emocji widzów. „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” Waltera Murcha jest fascynującą lekturą dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć istotę sztuki montażu. Jest to spojrzenie „od środka” – autor dzieli się z czytelnikiem głęboko osobistymi refleksjami na temat profesji, opisuje doświadczenia i emocje towarzyszące mu w pracy nad wieloma wybitnymi filmami. Ta książka daje wyjątkową okazję do wglądu w proces tworzenia filmu na niezwykle intymnym (angażującym tylko kilka osób: reżysera, montażystę, producenta), a jednocześnie rozstrzygającym etapie. „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” nie jest klasycznym podręcznikiem. Ale biegłości w sztuce montażu nie zdobywa się przez opanowanie schematów czy też zasad i reguł łączenia ujęć, lecz na uruchomieniu wyobraźni, intuicji, empatii po to, by umiejętnie sterować uwagą i emocjami widza i stworzyć świat, w który widz zechce uwierzyć. Jest to swobodnie napisana, niezwykle zajmująca i inspirująca lektura – na polskim rynku, gdzie wydano tak niewiele książek poświęconych montażowi, to pozycja wyjątkowa. Osoby zainteresowane sztuką filmową dowiedzą się z niej wiele o roli montażu i montażysty oraz o samym procesie postprodukcji w jego technologicznym i organizacyjnym aspekcie. Dla osób zajmujących się montażem jest to rzadka okazja, by skonfrontować własne przemyślenia i poglądy z doświadczeniami tak wybitnego przedstawiciela profesji.

Jerzy Stuhr – aktor, reżyser, rektor PWST w Krakowie

Książka Waltera Murcha kiedy czyta ją aktor – reżyser, jawi się w świetle szczególnym. Jest to pensum uwag przede wszystkim i nade wszystko praktycznych, które przybliżają, wyjaśniają i uczą tajemnej sztuki montażu. Praca napisana jest niezwykle prostym, zrozumiałym nawet dla laika językiem. Autor operuje często przykładami, które w jasny, prosty sposób unaoczniają zasady i sztukę montażu. Mnie jako aktora przede wszystkim ujęły następujące sekwencje. Pierwsza to sklasyfikowanie sześciu podstawowych zasad montażowych w takim porządku, że jako fundamentalne kryterium montażu przyjmuje emocje (51%), jakie mają zaistnieć, aby odtworzyć te emocje, które wydobyli z siebie aktorzy na planie, a przede wszystkim emocje, które muszą zawładnąć widzem. To mnie, człowieka „pracującego emocjami” ujęło szczególnie. Niezwykle dla mnie ciekawym spostrzeżeniem, odkrywczym z punktu psychologicznego podejścia aktora do zadania na planie filmowym jest podporządkowanie rytmu montażu do mrugnięć powiekami aktora. Z niezwykłym znawstwem psychologicznym opisuje Murch stany emocjonalne, w których albo mrugamy częściej lub rzadko, nawet wbrew zasadom biologii. Uzależnienie rytmu montażu od tej behawiorystycznego elementu naszej ekranowej obecności jest dla mnie niezwykle pouczające i odkrywcze. Murch z wielkim szacunkiem odnosi się do aktora. Widać, że w jego twórczych poszukiwaniach montażowych aktor zajmuje miejsce szczególne. To tropem jego ekspresji, rytmu wewnętrznego, emocji nawet mrugnięcia powieką powinien podążać montażysta. Z pracy Murcha można też dowiedzieć się wiele ciekawych szczegółów na temat pracy wielkich reżyserów: Francisa Coppoli czy Freda Zinnemana. Są to cenne spostrzeżenia z fazy pracy tych reżyserów, która nigdy nie jest możliwa do podglądnięcia przez osoby postronne. Faza twórczości dziejąca się w zaciszu montażowni. Z zazdrością czyta polski reżyser, jaką ilością materiału dysponował Murch przy „Ojcu Chrzestnym II” czy „Julii”. Te fragmenty należałoby dać do czytania obowiązkowego producentom filmowym, kiedy zastanawiają się, co może przyczynić się do sukcesu artystycznego filmu. Książka ta powinna być obowiązkową lekturą na Wydziałach Reżyserskich i Operatorskich Szkół filmowych.

Adrian Szczypiński – film.org.pl, Klub Miłośników Filmu, montażysta, operator

„Plus przyciąga minus. Negatyw ma swój pozytyw. Czarne i białe. Dobro przeciwstawia się złu. Teza i antyteza. Synteza. Dialektyka!!” – prof. Milczarek w legendarnym wykonaniu Wiesława Michnikowskiego z kultowej „Hydrozagadki”, wspiął się tu na szczyty własnego intelektu. Abstrahując od absurdalnie wykręconego kontekstu tej szalonej komedii, produkcja filmu jako żywo przypomina walkę dwóch żywiołów. Mówi się, że każdy film powstaje trzy razy. Podczas pisania, kręcenia i montażu. Scenarzysta po wymyśleniu osi fabuły obudowuje ją postaciami, dialogami i wątkami drugoplanowymi. Skrypt rozrasta się do rozmiarów opasłego tomiszcza. Po przyjęciu do produkcji następuje proces odwrotny, polegający na bezlitosnym ciosaniu wszelkich niepotrzebnych wątków, dialogów i postaci (jeśli twórca tego nie zrobi, wychodzi film rozgadany i za długi, ew. zaopatrzony w pokaźną liczbę scen wyciętych na DVD). Etap zdjęciowy to już prawdziwa walka z żywiołem. Aby zmieścić się w mniej więcej dwóch godzinach finalnej projekcji (ponad 3000 metrów taśmy), standardowy reżyser kręci ponad 30 km celuloidu (za kilka lat i ten wynalazek zniknie z produkcji filmowej, ale to temat na osobną opowieść). Jeśli jest sprawny, znany i ma producenta zaopatrzonego w serce zamiast liczydła, stać go na niekończące się duble i kilometry zapisu z 10 kamer przy skomplikowanej sekwencji akcji. Jeśli nie, z bólem serca musi amputować wypichcone koncepcje z planu zdjęciowego, albo zadowalać się drugim dublem. Alfred Hitchcock tak dokładnie przygotowywał film przed wejściem na plan, że przy kamerze właściwie nie miał zbyt wiele do roboty, a niewykorzystane celuoidowe ścinki stanowiły ułamek finalnego metrażu. Ale on był wyjątkiem potwierdzającym regułę, z której Stanley Kubrick uczynił znak rozpoznawczy swoich rozpasanych logistycznie, czasowo i metrażowo arcydzieł. Wreszcie cały materiał zdjęciowy ląduje na biurku montażysty, a tu zabawa z filmem zaczyna się właściwie od początku.

Dziesiątki kilometrów taśmy, mnóstwo dubli, różnych wersji tego samego ujęcia, niebotyczna góra zarejestrowanych błędów inscenizacyjnych i aktorskich, a obok reżyser z wyniesionym z planu obłędem w oczach i szumem w uszach. Teraz trzeba to wszystko poskładać, żeby cały wysiłek włożony w produkcję był wart tych kilku drobniaków, wydanych przez widza na bilet lub płytę DVD. Nie wspominając o takich detalach, jak założona z góry data premiery, sztab dźwiękowców czekających na udźwiękowienie i postsynchrony pod zmontowany materiał, czy doraźny brak ujęć, równolegle przygotowywanych przez magików od efektów specjalnych. Montaż to najbardziej unikalna część produkcji filmowej. Przed scenarzystami byli pisarze, przez operatorami malarze i fotograficy. Reżyserzy, aktorzy i scenografowie spalali się w teatrach, zanim wynalazek braci Lumiere przewrócił świat sztuki do góry nogami. Ich pierwsze filmy były prostymi rejestracjami, zgodnymi z ludzką percepcją ciągłego postrzegania rzeczywistości. Nagle okazało się, że za pomocą prostego, nieznanego wcześniej zabiegu zamiany jednego ujęcia w drugie, można dokonywać cudów. Wyniesiona z życia ciągłość zdarzeń została brutalnie zachwiana, lecz, o dziwo, ten zabieg został wyjątkowo gładko przyswojony przez widzów. Prozaiczne nożyczki i klej stały się potężnym orężem, kształtującym odbiór ruchomych obrazów. Proste zabiegi montażowe, polegające na zachowaniu ciągłości akcji, zaczęły ewoluować w kierunku wyrafinowanego środka ekspresji. Dzięki światłej myśli rosyjskich i amerykańskich twórców, proces montażu zyskał iście demiurgiczny status, nie mniejszy od precyzji scenariusza, brawury operatora, wiarygodności aktorów czy geniuszu reżysera. Lew Kuleszow dowiódł rewolucyjnego znaczenia montażu, zestawiając to samo ujęcie z każdorazowo ujęciem innym. Pozbawiona emocji ludzka twarz, zmontowana kolejno z diametralnie innymi obrazami, za każdym razem była przez widza interpretowana inaczej. Dwa niezależnie nakręcone, następujące po sobie ujęcia, zyskiwały nowa jakość dramaturgiczną. Pojawiły się emocje, których scenarzysta i reżyser nie był czasami w stanie przewidzieć. „Ja nie jestem do myślenia. Ja jestem od klejenia” – te słowa Magdy Teresy Wójcik (montażystka) do Krystyny Jandy (reżyserka Agnieszka) w „Człowieku z marmuru” Andrzeja Wajdy, z całą pewnością nie oddają specyficznej więzi między reżyserem i montażystą, choć, jak pamiętamy, to na barkach doświadczonej montażystki spoczywał dobór archiwalnych materiałów o Birkucie, oglądanych z zapartym tchem przez nerwową panią reżyser. Montaż to nie jest składanie do przysłowiowej kupy materiału zdjęciowego. Przynajmniej nie tylko. Montaż to myślenie, to mozolne poszukiwanie prawidłowości. Najpierw wśród chaosu materiałów zdjęciowych. Gdy chaos zostanie okiełznany, a nieudane ujęcia wylądują w koszu, rozpoczyna się wieloetapowy wyścig na końcu którego widz otrzymuje produkt, który wg założeń twórców powinien zapamiętać i odróżnić od setek innych. Jak to się robi? Nie ma jednej definicji udanego montażu. Inaczej swoje filmy składał Charlie Chaplin, inaczej Orson Welles, inaczej Andriej Tarkowski, inaczej Michael Bay. A każdy z nich, pomimo oczywistych różnic, osiągał zamierzony efekt. Ten sam montażysta, zatrudniony kolejno przez reżyserów z odmiennych artystycznie bajek, potrafi złożyć filmy zgodnie z ich intencjami. I w drugą stronę – dwaj równolegle pracujący nad tym samym filmem montażyści, są w stanie zrobić z identycznego materiału dwie zupełnie inne opowieści. Jak to możliwe? Na te pytania odpowie książka „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” Waltera Murcha, opublikowana nakładem Wydawnictwa Wojciech Marzec.

Kim jest Walter Murch? Zacznijmy od tego, że nazwisko montażysty nie przykuwa uwagi podczas napisów początkowych, lub końcowych. W końcu kto zaprząta sobie głowę nazwiskiem przy funkcji „film editor” lub „edited by”, gdy na całej szerokości ekranu widnieje nazwisko aktualnej supergwiazdy Hollywood? Ewentualnie siłą rozpędu można dostrzec nazwisko Michaela Kahna, niezmordowanego weterana filmów Stevena Spielberga, człowieka, który za montaż „Poszukiwaczy zaginionej arki”, „Listy Schindlera” i „Szeregowca Ryana” otrzymał w pełni zasłużone Oscary. Inne nazwiska umkną oczom i pamięci. A teraz małe audiotele – kto pamięta „Ojca chrzestnego”, „Czas apokalipsy”, „Uwierz w ducha”, „Angielskiego pacjenta”, czy „Wzgórze nadziei”? Królewski zestaw filmów wybitnych i/bądź oscarowych (jedno nie zawsze idzie w parze z drugim, niestety). Wszystkie w/w filmy zmontował Walter Murch. Gdyby to był scenariusz, teraz musiałaby nastąpić 5-minutowa scena owacji na stojąco. Jego książka, stanowiąca zapis wykładu na temat montażu filmowego, wygłoszonego w australijskim Sydney w 1988 roku, dwukrotnie uzupełniona w latach 1995 i 2001, to prawdziwa uczta dla adeptów montażu, historyków sztuki oraz techniki klejenia i cięcia, a także dla pasjonatów kina, którzy kiedykolwiek zastanawiali się, dlaczego jedne cięcia wywołują dreszcz emocji, a drugie nie. Warto od razu zaznaczyć, że nie jest to metodyczny przewodnik, jakim było wcześniejsze wydawnictwo tej oficyny „Jak napisać scenariusz filmowy”. Walter Murch, człowiek, który na montażu zjadł przysłowiowe zęby, nie oferuje gotowych, ściśle zdeterminowanych rozwiązań, gdyż takowych nie sposób udzielić. O wartości jego wykładu decyduje podana nad wyraz przystępnym językiem filozofia hierarchii filmowych części składowych. Przed lekturą wydawać się może, że czynnikiem nadrzędnym jest rytm i podążanie cięć za akcją. Walter Murch przekonująco wyjaśnia, że najważniejsze są emocje. Zarówno te, towarzyszące bohaterom, jak i widzom. Mimo że montaż to przede wszystkim czynność techniczna, to jej zadaniem jest jak najlepsze wyciągnięcie na pierwszy plan psychologicznych niuansów opowiadanej historii. Dopiero wtedy można skupić się na warsztatowej sprawności i pozwolić sobie na brawurę wykonania 10 cięć w ciągu 5 sekund. Opierając się na zaskakująco trafnych porównaniach z najprzeróżniejszymi aspektami otaczającego nas świata (czy ktoś pomyślał o tym, że udany montaż powinien być w pewnym stopniu odzwierciedleniem… mrugania oczami, o czym informuje już sam tytuł?), Walter Murch z iluzjonistyczną wprawą redaktorów z National Geographic, gładko i lekko serwuje czytelnikowi całe spektrum trudnej, hermetycznej i fascynującej sztuki montażu filmowego. W dodatku na konkretnych i wyjątkowych przykładach, m.in. dwuletniego okresu montażu „Czasu apokalipsy”, przy którym Walter Murch i jego współmontażyści musieli przebrnąć przez 230 godzin materiału. Sporą część publikacji wypełnia refleksja nad zagadnieniami czysto technicznymi. Walter Murch to chodząca encyklopedia techniki montażu obrazu i dźwięku. Dodać bowiem należy, że jako jeden z nielicznych, najbardziej liczących się montażystów, jest mistrzem składania zarówno taśmy filmowej, jak i taśmy dźwiękowej (za „Angielskiego pacjenta” otrzymał Oscary za montaż obrazu i dźwięku). Zaczynając pracę w 1965 roku, doświadczenie zdobywał właściwie na każdym montażowym wynalazku, poczynając od klasycznych stołów Moviola i KEM, poprzez pierwsze, prymitywne rozwiązania analogowo-cyfrowe, aż do oszałamiających możliwościami komputerowych systemów Avid i Lightworks. Przyznam się, że przy czytaniu rozdziałów o ewolucji techniki montażowej, bardzo pomogło mi moje skromne, dziewięcioletnie doświadczenie montażysty. Uwzględniając wszelkie proporcje, przeszedłem nieco podobną drogę, od magnetowidów S-VHS, poprzez prymitywną kartę video z liniowo dodawanymi efektami, aż do stacji Matrox RTX-100 i programu Adobe Premiere Pro 1.5. Każde kolejne rozwiązanie otwierało nowe, nieznane wcześniej możliwości kreacji. Pomimo lat i sentymentu żywionego dla tradycyjnego stołu montażowego z gilotynką i taśmą klejącą, Walter Murch jest entuzjastą nowych technik cyfrowych, których analiza jasnych i ciemnych stron zajmuje 50% książki. W odróżnieniu od jej pierwszej połowy, wykład o cyfrowym montażu wymaga od czytelnika jako takiego pojęcia o czysto technicznych aspektach pracy montażysty. Ktoś, kto nigdy nie widział na oczy Premiere’a, Final Cuta czy Avida, nie odbierze w sposób pełny wszystkich fachowych uwag Murcha, przynajmniej nie za pierwszym razem. Choć z drugiej strony, ja sam Moviolę widziałem tylko w telewizji, a mimo to nie miałem większych problemów z pobieżnym zwizualizowaniem sobie pracy przy takim sprzęcie. Wszystko dzięki stylowi Murcha, dalekiemu od belferskiego dyktowania suchych formułek. Jego wykłady przypominają po prostu doskonale zmontowany film, z montażystą w roli głównej, maszynami w rolach drugoplanowych, scenariuszem, stanowiącym podróż po historii kina i kilkoma kulminacjami w momentach znaczących przełomów technologicznych. A wszystko to jest w udany i zrozumiały sposób prezentowane przed niespodziewającym się treści widzem. Można tylko przyklasnąć entuzjastycznemu wstępowi do książki, autorstwa samego Francisa Forda Coppoli, zachwycającego się sposobem przekazywania wiedzy przez Waltera Murcha. „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” przypomina barwne gawędzenie bajkopisarza, który z podziwu godnym entuzjazmem i fachowością odsłania tajniki magicznej sztuki montażu.

Katarzyna Cichocka
stopklatka.pl, Internetowy Serwis Filmowy

„W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” Waltera Murcha to nie jest zwykły podręcznik, ani poradnik typu „jak w weekend nauczyć się montażu i zdobyć za to Oscara”. To raczej powiązane ze sobą luźne rozważania na temat sztuki filmowej, z montażem stanowiącym jej epicentrum.

Książka nie wskaże czytelnikowi ściśle wyznaczonego kursu, w którym ma się on przemieszczać, aby mógł stać się „mistrzem cięć”. Zebrany materiał, pochodzący z wykładów, przeprowadzonych w Sydney w 1988 roku, a następnie uzupełniony w latach późniejszych, stanowi zbiór myśli, spostrzeżeń i ciekawych wizji. To istna filozofia montażu, zapodana w interesującej i błyskotliwej formie z pogranicza eseju i naukowego dyskursu. W przystępny sposób autor przekazuje nie tylko doświadczenia, jakie zdobył w trakcie pracy, ale przede wszystkim emocje – bo one są według Murcha najważniejsze w przekazie – a możliwe do przedstawienia nie tylko w filmie, ale jak wykazał, także w literaturze dydaktycznej.

Kim właściwie jest Walter Murch? Z pewnością specjalistą w swoim zawodzie. Wystarczy przypomnieć kilka tytułów, w których maczał palce: „Czas Apokalipsy”, „Ojciec Chrzestny III”, „Utalentowany Pan Ripley” czy „Angielski pacjent”. Dzięki książce poznajemy jednak Murcha nie tylko jako profesjonalistę czy pasjonata, który z powodzeniem realizuje swoje zamierzenia, ale dostrzegamy też prawdziwego znawcę życia i prawideł nim rządzących. To koneser wszelkich nauk, które stają się w jego publikacji punktem wyjścia do obserwacji behawiorystycznych. Tak wygląda sprawa z tytułową teorią mrugnięć i ich wpływem na film, postrzeganiem cięcia w perspektywie ruchów oka. W ten sposób twórca wskazuje na spontaniczność zmian w filmie, naturalną dla ludzkiego postrzegania. Udowadnia to także, przy okazji zauważenia podobieństwa montażu i niejasnych przeskoków w trakcie snu. Wniosek jest jeden: nie ma nic nieautentycznego w modyfikacji obrazu filmowego, w jego przejściach i wariacjach.

Murch wypracował swoiste dlań słownictwo, pozbawione sztuczności, a zabarwione żywym i obrazowym porównaniem. Kiedy sięga do terminologii medycznej, psychologicznej czy antropologicznej robi to w świadomym celu: uzyskania najbardziej przekonującej paraleli. Nie tyle jednak nauka jest głównym źródłem egzemplifikacji, co sztuka: plastyka, muzyka, fotografia i taniec. Dziedziny te są mu szczególnie bliskie, ponieważ stanowią wyraz ekspresji człowieka, podobnie jak film. Stąd rozbudowane opisy pewnych artystycznych możliwości mają odrębne zastosowanie w charakterystyce „sztuki montażu”. Takie porównania mają wywołać efekt szczególny: montaż ma kojarzyć się mniej z suchą produkcją, pozbawioną możliwości impresji, a więcej z artyzmem, podejmowaniem decyzji, co do estetyki filmu lub zdolnością wychodzenia poza ustalone schematy, aby osiągnąć na tej płaszczyźnie pewne novum. To przywilej sztuki, a nie fizycznej, beznamiętnej pracy.

Montaż to jednak nie tylko sprawa właściwego podejścia, chociaż z pewnością ma ono znaczenie pierwszorzędne. W książce „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” nie brakuje wskazań technicznych. Owszem, opisy pierwszych stołów monterskich: Movioli, KEM-u, maszyny Steenbecka, a także współczesnych narzędzi, jakie stanowią Avid i Lightworks nie zajmują poczytnego miejsca w obrębie początkowych dywagacji, ale poświęcone jest im całkowicie posłowie wydawnictwa. Tę małą encyklopedię techniki, uzupełniają przemyślenia na temat przyszłości kina, jego funkcjonowania w świecie komercji i kultury popularnej. Skądinąd publikacją rządzi optymistyczna wizja kina. Murch tak jak Richard Wagner pod koniec XIX wieku ma nadzieję na totalne dzieło sztuki – gesamtkunstkino. Poza tym wierzy, że ludzie zawsze będą potrzebowali specyficznego przeżywania obrazów i dźwięków – w obecności innych ludzi, w całkowitych ciemnościach z jedną jasną pozycją – ekranem. Jego wyobrażenie kina daje nadzieję i prowokuje do refleksji, a książkę po prostu czyta się w mgnieniu oka.

Gabriel W. Kamiński
Portal Księgarski www.ksiazka.net.pl

W gruncie rzeczy człowiek siedzący na widowni w oczekiwaniu na seans w większości przypadków nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest montaż filmowy. Na plakatach, prezentujących kolejne hollywoodzkie superprodukcje czołowe miejsce zajmuje osoba reżysera, czy aktora, odgrywającego główną rolę, których nazwiska odróżniają się od pozostałych wielkością liter, lub też grubością czcionki. Okazuje się jednak, że właśnie montażysta jest dla filmu ważniejszy, niż architekt na placu budowy. Projektant bowiem jedynie rozrysowuje i planuje konstrukcję, później zaś dobiera najwłaściwsze materiały, całą resztę pozostawiając ewentualnym wykonawcom budynku. Montażysta filmowy zaś otrzymuje jedynie materię – setki godzin ujęć, stanowiących efekt pracy reżysera i aktorów. Jego zadaniem jest wytworzenie z owej materii budulca, sporządzenie szkieletu i obłożenie go we właściwym miejscu najbardziej odpowiednim materiałem tak, by film wywołał u widza zgodny z oczekiwaniami efekt. Już sam ów sposób przedstawienia zakresu kompetencji specjalisty od montażu jest niesamowicie fascynujący ze względu na swoją złożoność.

Walter Murch, montażysta, realizator dźwięku, reżyser i scenarzysta w swojej książce „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” ukazuje ogrom wyzwań, jakim musiał stawić czoła podczas swej błyskotliwej kariery. Kariery nie byle jakiej, bo uhonorowanej trzema Oscarami za montaż i dźwięk do filmu „Angielski pacjent” oraz za dźwięk do kultowego już „Czasu Apokalipsy” Coppoli. Autorytetu Murcha dopełnia z całą pewnością współpraca z takimi mistrzami kinematografii, jak wspomniany już Francis Ford Coppola czy George Lucas. „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” to rzetelnie zredagowany wykład na temat pracy montażysty, jaki wygłosił Walter Murch w Sidney w Australii w 1988 roku uaktualniony o najnowsze osiągnięcia w dziedzinie cyfrowej techniki montażu filmowego. Jest to nie tylko swego rodzaju podręcznik dla tych, którzy pragną zgłębić tajniki sztuki cięcia taśmy filmowej, ale także bezcenny poradnik pełen wskazówek dla profesjonalnych montażystów. Ponadto, przystępne i pełne humoru podejście autora do poruszanego problemu sprawia, że W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego stanowi niezwykle wciągającą pozycję także dla niewtajemniczonego w kulisy powstawania filmu wielbiciela ruchomego obrazu.

Bazując na swych doświadczeniach przy pracy nad takimi produkcjami, jak „Rozmowa”, „Ojciec Chrzestny II i III”, „Nieznośna lekkość bytu”, czy „Angielski pacjent”, Walter Murch w swojej książce dzieli się z czytelnikiem spostrzeżeniami, dotyczącymi swojej wieloletniej kariery. Dzięki szczegółowemu i przystępnemu wyjaśnieniu, każdy, najintymniejszy aspekt pracy montażysty filmowego przestaje być tematem tabu, czytelnik zaś bardzo często dowiaduje się rzeczy, o istnieniu których nie miał najmniejszego pojęcia. Mało kto bowiem w trakcie przeszło dwugodzinnego seansu „Czasu Apokalipsy” zdaje sobie sprawę z tego, że to, co ma przed oczyma to zaledwie jedna dziewięćdziesiąta piąta nagranego na potrzeby filmu materiału, trwającego 230 godzin!

„W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” to także spojrzenie na historię montażu filmowego i jego równoległą z rozwojem techniki ewolucję. W latach 20-tych ubiegłego wieku bowiem montażystą była zazwyczaj wyposażona w nożyczki, spinacze i szkło powiększające kobieta, której zadaniem było wycięcie nieudanych ujęć i przekazanie taśmy filmowej dalej, do montera, który sklejał pocięte elementy w jedną całość. Obecnie zaś montażysta filmowy to nie tylko architekt, doskonale obeznany w materiale, jakim operuje, ale także swego rodzaju rzecznik filmu, pośredniczący między jego twórcami a odbiorcami.

Analizując każdy kolejny problem, poruszany w swojej książce Walter Murch bardzo często stara się zgłębić każdy aspekt pracy montażysty filmowego, posiłkując się różnorodnymi przemyśleniami. Charakter tych odkrywczych dygresji bardzo często wykracza poza dziedzinę kinematografii, one same zaś bardzo często znajdują wyjaśnienie chociażby na płaszczyźnie psychologii. W gruncie rzeczy zmieniły się bowiem potrzeby, jakie zaspokaja u ewentualnego widza film, montażysta zaś powinien nie tylko wiedzieć, jak je nazwać, ale także zdecydować o tym, w jakim stopniu będą one zaspokojone.

Polecam tę niezwykłą książkę nie tylko adeptom sztuki montażu, ale także profesjonalistom w tej dziedzinie. Jestem ponadto przekonany, że „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego” wzbudzi zachwyt każdego, dla kogo film jest czymś więcej, niż tylko rozrywką. Książka Waltera Murcha jest ponadto jedną z wielu niezwykle ciekawych pozycji Wydawnictwa Wojciech Marzec, specjalizującego się w literaturze fachowej, dotyczącej kinematografii.

 

Kino, nr 1/2007 „W mgnieniu oka”

Szatkowaliśmy… biedny film miniaturową gilotyną, po czym łączyliśmy poćwiartowane kawałeczki w jedną całość, jak doktor Frankenstein swoje monstrum. Różnica (cudowna różnica) polega tylko na tym, że z naszych rzeźnickich praktyk wychodziła czasem istota nie tylko posiadająca życie, ale i duszę. W taki sposób Walter Murch, sam znakomity montażysta (m.in. „Ojciec chrzestny”) i realizator dźwięku, także współscenarzysta i reżyser, pisze o klasycznym montażu ciętym. Ale równie barwnie opisuje dzisiejszy montaż przy użyciu technik cyfrowych, systemy Avid, Final Cut Pro i Lightworks. Innymi słowy montaż elektroniczny, komputerowy. Tak więc wszystkie dotychczasowe podręczniki montażu, z pamiętną, studiowaną przez pokolenia książką Karela Reisza na czele, są już tylko pozycjami archiwalnymi. Murch zauważa: Nie oznacza to, że sama taśma filmowa – perforowany pasek celuloidu – zniknęła. Nadal (i prawdopodobnie jeszcze przez kilka najbliższych lat) jest to podstawowy nośnik obrazu i wciąż w takiej formie dojeżdża do kina (choć kres tej podróży jest już bliski). No cóż, istota kina jako formy widowiska nie zmienia się, ale technika tak, w porażająco szybkim tempie. Murch jest na szczęście do czytania także przez laika, dowcipny, informacyjny, jasno tłumaczący skomplikowane kwestie. Uważam, że to dziś lektura obowiązkowa.

 

Film & TV Kamera 4/2006 (21)

„Filmy są jak myśli, są bliższe procesowi myślowemu niż jakikolwiek inny rodzaj sztuki”.

John Huston

Walter Murch jest montażystą, ale także reżyserem i scenografem. Montował m.in. „Rozmowę” i „Ojca chrzestnego”, czyli filmy, które sam Francis Ford Coppola uważa za swoje szczególne dokonania. Walter Murch jest laureatem wielu nagród i nominacji. W październiku 1998 r. Wygłosił w Sydney wykład o sztuce montażu. Zapis tego wykładu – poszerzony o obszerne posłowie o montażu cyfrowym, stanowi treść książki pt. „W mgnieniu oka. Sztuka montażu filmowego”, wydanej przez Wydawnictwo Wojciech Marzec. Te informacje są o tyle istotne, że uzmysławiają czytelnikowi iż nie ma do czynienia z praktycznym podręcznikiem, czy też naukową teorią montażu, ile ze zbiorem refleksji doświadczonego fachowca. Refleksji, z których pożytek będą mieli nie tylko montażyści, ale także reżyserzy czy producenci. „W mgnieniu oka: stanowię więc doskonałe uzupełnienie do takich lektur obowiązkowych jak „Technika montażu filmowego” Karela Reisza czy książek Lidii Zonn.

Podczas lektury wynotowałam fragmenty, które wydawały mi się odkrywcze i przydatne podczas pracy z montażystą Były to stwierdzenia pozornie proste, ale wiadomo przecież, że takie posiadają częstokroć najwyższą wartość. Zacznijmy od definicji zawodu montażysty autorstwa Murcha: „ Montażysta to jedyna osoba, biorąca udział w produkcji filmu, która nie wie dokładnie (a przynajmniej ma możliwość wyboru, czy chce wiedzieć czy nie), w jakich warunkach był on kręcony, mając jednocześnie na niego tak ogromny wpływ”. Sprawa jest niby oczywista – ale takie jej postawienie pozwala wyraźniej dostrzec i docenić dystans i odmienność perspektywy montażysty. I pełniej ją wykorzystywać. Dalej czytamy: „… niewskazane jest zmieniać zdanie w trakcie procesu tworzenia”. Kto tego nie zna: rozpoczynamy montaż z zamiarem dojścia do punktu A. Kończymy zaś w okolicach Z. Zamiast zamierzonych emocji wzbudzamy u widza poczucie konsternacji. Następnie: „… musisz próbować wywołać w umyśle widza jak najbardziej piorunujący efekt za pomocą jak najmniejszej ilości elementów na ekranie /…/ sugestia zawsze wywołuje silniejszy efekt niż ekspozycja”. Łatwo zapomnieć, że przeciętny widz „czyta” dzieło filmowe bardzo sprawnie. Nie ma potrzeby wykładać mu wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach, skoro niewielkim wysiłkiem intelektu jest w stanie zmontować pewne związki przyczynowo-skutkowe samodzielnie. I na dodatek sprawi mu to przyjemność.

Wiele miejsca poświęca Murch psychofizjologicznym podstawom montażu filmowego. Montaż filmowy, pozornie sprzeczny z doświadczeniem normalnego obcowania z rzeczywistością, jest powszechnie zrozumiały. Nie wynika to wyłącznie z doświadczenia audiowizualnego odbiorców. Naturalną cechą naszego oglądu rzeczywistości jest bowiem brak ciągłości, inaczej rzeczywistość przypominałaby „niezrozumiały ciąg liter, bez znaków przestankowych i podziału na słowa”. Te znaki przestankowe wyznaczają… mrugnięcia ludzkiego oka. „Montaż nie jest czynnością aż tak bardzo nienaturalną – w rzeczywistości cały czas montujemy obraz rzeczywistości. Mechanizm fizjologiczny – mrugnięcie – przegrywa oczywistą ciągłość wizualną percepcji wzrokowej”. Do tej konkluzji Murch doszedł podczas pracy na filmem „Rozmowa” a potem przez lata udoskonalał swoją teorię. Warto zaznajomić się z tym spostrzeżeniem, a także ze sposobem, w jaki Murch realizuje sześć zasad rządzących perfekcyjną sklejką montażową.

Ważne i ciekawe jest także posłowie dotyczące montażu cyfrowego. Interesujące jest w jaki nieuporządkowany sposób podchodzi Murch do kolejnych narzędzi pracy montażysty: od stołów montażowych Moviola, przez Steenbecki i KEMy, aż po Avida, Lightworks czy FCP. Doprawdy trudno zarzucić mu ortodoksyjność lub nadmierny entuzjazm w stosunku do nowinek technicznych. Stare stoły miały swoje wady, ale i zalety, „/…/ szukając tego, co ci potrzebne, stale uczysz się czegoś nowego o materiale. Z tym, że system zbyt liniowy może okazać się uciążliwy – poświęcasz zbyt wiele czasu na znalezienie tego, na czym ci zależy”. Z kolei swobodny, nieliniowy dostęp do konkretnego fragmentu w przypadku nowych systemów, to tylko pozorne ułatwienie. „Chcesz czegoś konkretnego i dostaniesz to (ale tylko to) w możliwie jak najszybszym czasie. /…/ twój wybór jest na tyle dobry, na ile dobra była twoja prośba a czasami to zwyczajnie nie wystarcza. Wyższy poziom uzyskuje się przez rozpoznanie: możesz nie wiedzieć, jak określi to czego potrzebujesz, ale gdy to zobaczysz, uświadamiasz sobie, ze o to dokładnie chodziło.”

Przy pracy twórczej – zdaniem Murcha – jest bowiem konieczna odrobina chaosu.

Irena Gruca – Rozbicka

Walter Murch montażysta, realizator dźwięku, reżyser i scenarzysta. Uhonorowany przez Brytyjską i Amerykańską Akademię Filmową za montaż obrazu i dźwięku. W 1997 roku otrzymał dwa w pełni zasłużone Oscary za montaż filmu i dźwięku w „Angielskim pacjencie” (1996, reż. A.Minghella). Siedemnaście lat wcześniej otrzymał Oscara za najlepszy dźwięk do filmu „Czas Apokalipsy” (1979, reż. F. Coppola), był też nominowany przez Brytyjską i Amerykańską Akademię za montaż obrazu do tego samego filmu. Murch zdobył podwójną nagrodę Akademii Brytyjskiej za montaż filmu i dźwięku do „Rozmowy” (1974, reż. F. Coppola), nominowany przez obie akademie za najlepszy montaż w filmie „Julia” (1977, reż. F. Zinnemann), a w roku 1991 otrzymał dwie nominacje do Oscara za najlepszy montaż w filmach „Uwierz w Ducha” (1990, reż. J. Zucker) i „Ojciec Chrzestny III” (1990, reż. F. Coppola) Murch zdobył uznanie za montaż filmów: „Nieznośna lekkość bytu” (1988, reż. P. Kaufman), „Dom z kart” (1993, reż. M. Lessac), „Krwawy Romeo” (1994, reż. P. Medak), „Rycerz Króla Artura” (1995, reż. J. Zucker), „Utalentowany Pan Ripley” (1999, reż. A. Minghella), „Wzgórze nadziei” (2003, reż. A. Minghella) oraz „Jarhead. Żołnierze Piechoty Morskiej” (2005, reż. S. Mendes). Figuruje również jako operator dźwięku filmów: „Ludzie z deszczu” (1969, reż. F. Coppola), THX 1138 (1971, reż. G. Lucas), „Ojciec chrzestny” (1972, reż. F. Coppola), „Amerykańskie graffiti” (1973, reż. G. Lucas), „Ojciec chrzestny II” (1974, reż. F. Coppola), „Crumb” (1994, reż. T. Zweigoff). Zaangażowany był ponadto w montaż nowych wersji filmów: „Dotyk zła” (1998 r.) Orsona Wellesa i „Czas Apokalipsy: Powrót” (2001 r.) Francisa Coppoli. Współpracował przy tworzeniu scenariusza do THX 1138 w reżyserii George’a Lucasa i „The Black Stallion” (1979, niewymieniony), filmu wyreżyserowanego przez Carrolla Ballarda, reżyserował też film „Return to Oz” wytwórni Walta Disney’a z roku 1985 i współpracował przy jego pisaniu.

Powiązane książki